Aby korzystać z zawartości forum należy się zarejestrowaćTUTAJ Ten aplet jest widoczny tylko dla niezarejestrowanych użytkowników! :-) Rejestrując się na forum uzyskujesz m.in. rabaty na cygara u forumowych partnerów (sklepy cygarowe). Zapraszamy!
Obecności na FOSCA: 2
Wiek: 56 Dołączył: 04 Lis 2009 Posty: 172 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: warszawa
Wysłany: Wto 17 Sie, 2010 Węgry - parę uwag o paleniu i piciu.
Eger to 57-tysięczne miasto w północno-wschodnich Węgrzech, położone między górami Bukowymi i Matra (do 1000 m, ale podstawa jest bardzo niska, więc wyglądają na wyższe). Spędziłem tam właśnie dwa tygodnie, w hotelu Flora. Chciałbym się podzielić kilkoma wrażeniami. Niestety, zdjęć nie będzie, bo nie robiłem, a poza tym mam kłopot z wrzucaniem:)
Miasto i jedzenie
Eger, jako się rzekło, położony jest wśród wzgórz, oczywiście pokrytymi winnicami, o czym będzie później. Jest tu potężny zamek, kupa zabytków, głównie barokowych, ciepłe źródła (wiele basenów w mieście i pod nim), a także oryginalny turecki minaret z XVII wieku. Czas spędza się bardzo przyjemnie, jest ciepło, ale bez chorych upałów, ceny przeważnie umiarkowane, a kultura i klimacik jak w północnych Włoszech. Wokół Egeru jest pełno różnych fajnych miasteczek, wiosek i zamków. Jest też sporo łażenia po górach, jeśli kto lubi.
Uwaga: kuchnia węgierska jest inna, niż Polacy na ogół sobie wyobrażają. Przede wszystkim nie jest ostra, wręcz przeciwnie (choć można sobie dodać zabójczej papryki w różnych postaciach). Po drugie, placek po węgiersku nie istnieje! Na Węgrzech mozna co najwyżej dostać naleśniki z gulaszem (a dokładniej, porkoltem, gulasz to nazwa zupy), a i to chyba zrobiono na użytek polskich turystów. Po trzecie, węgierskie jedzenie nie jest specjalnie smaczne! Przeważają różne mięsne dania, dość monotonne oraz ziemniaki i kluski. Nic szczególnego, choć da się oczywiście zjeść, a czasem można trafić lepiej niż dobrze. Kawa bardzo dobra!
Węgrzy Polaków lubią, jak wiadomo i można się tam czuć dobrze. Jednak są to zamknięci i niezbyt weseli ludzie (znów niezgodnie ze stereotypem), co m. in. wynika z ich historii. Przekonują się do obcych powoli, ale potem jest już b. w porządku (np. kelnerka w kawiarni "zaakceptowała" mnie dopiero po tygodniu codziennego przychodzenia). Ale bardzo lubią dzieci, których zresztą sami mają mało.
Sporty narodowe to waterpolo, łucznictwo (na zamku można postrzelać) i różne formy jeździectwa.
Uwaga: na drodze zachowują się jak paralitycy! Wymuszanie pierwszeństwa i zajeżdżanie drogi jest normą, a przed rzezią i depopulacją chroni ich chyba tylko fakt, że mało kto rozpędza się powyżej 50 km/h. Dla warszawiaków to prawdziwa męczarnia, poznaniacy i krakusy będą się czuć jak w domu
Cygara
Zaopatrzenie jest niezłe, w centrach handlowych zawsze jakaś trafika z normalnymi rzeczami się znajdzie. Ale ceny... niezbyt fajne, szczególnie hawan. Np. w Tesco Cohiba Robusto kosztuje 9300 HUF (140 złotych!!!), a Monte 5 - koło 45 zł. Jest pełno cygar Reyesa - wszystkie znacznie droższe niż w Nadarzynie. Cienfuegosy po 20-25 zł, a głupie Roly do 10 zł.
Uwaga: ceny cygar są nadrukowane na banderolach! Czyli większa komuna niż u nas.
Dla odmiany cygara węgierskie (np. małe Hunory) są bardzo tanie, w okolicach 1 zł. Nie są to najlepsze - delikatnie mówiąc - cygarka, jakie paliłem. Ale są całkowicie węgierskie.
Takie różnice wynikają chyba z bardzo silnej ochrony własnego rolnictwa, jaką Węgrzy stosowali i chyba nadal stosują. Stąd się zresztą bierze np. wcale nie taka tania papryka (bywa, że droższa niż u nas) albo wołowina po 40-50 zł za kilo.
Knajpy są raczej cigar-friendly (latem, w ogródkach, nie wiem, jak jest zimą),a w paru egerskich hotelach są pokoje cygarowe. Jeden widziałem i nie skorzystałem:)
Jeszcze jedno - wracając zahaczyłem o Tesco na Słowacji (w Preszowie bodajże) i tam w trafice był wybór, jak w słabszych sklepach cygarowych u nas.... Ceny znacznie ciekawsze niż na Węgrzech. I są przeceny! Kupiłem 2 (bo tyle mieli) malutkie Cuaby Divinos po 4 euro, czyli taniej, niż w Szwajcarii.......
Picie
Eger jest jednym z ważniejszych i lepszych regionów winiarskich na Węgrzech. Jest tu ze 100 producentów - od kombinatów typu Egri Csillagok (ichni Bikaver jest w polskich sklepach i psuje opinię temu szlachetnemu cuvee) po dementusów sprzedających czasem dobre, choć częściej kwasowate wino w butelkach po Coca-Coli
Między tymi ekstremami są wina klasy światowej. Egri Bikaver ma chyba każdy wytwórca. Spróbujcie takiego od Egri Csillagok i takiego od Monarchii - różnica jest porażająca, choć to ściśle określona mieszanka trzech szczepów.
BARDZO dobre wino kupuje się za 15 zł, a czasami i za 10. Za 30 (2000 HUF) to już naprawdę wysoka półka! Są oczywiście i wina po 200 złotych, oblepione złotymi medalami ze światowych konkursów - z tym, że ich nie piłem. A takie, którym w Dolince Pięknej Pani (takie turystyczne zagłębie piwniczek, jest ich w mieście co najmniej jeszcze trzy - tyle widziałem) zachlewa się młodzież z Budapesztu oraz południa Polski, kosztuje 5-7 zł za litr i też się da pić. Choć radziłbym spożywać na miejscu - w domu nie ma już tego uroku... Do Polski nalezy zabierać wina w szklanych butelkach, od 15 zł w górę
Oczywiście Eger to czerwone wytrawne wina (bikavery, kekfrankosy, cabernety, merloty itp.), ale pije się też dużo białych (lokalny szczep to leanyka, nie przepadam, ale ma swoich fanów) oraz różowych (fuj, ale też dużo ludzi to pija).
Godni polecenia producenci to np. Thummerer, Bela Vincze, Tibor Gal, Istvan Toth, Ferenc Toth, Monarchia, Egri Korona Borhaz, Demeter, Biro Es Fia czy Juhasz. Jest też wielu innych, a wszystkich należy przetestować.
Z innych napojów: piwo okropne. Lokalne marki robi się z kukurydzą. Nie pijcie tego, chyba, że z naukowej ciekawości, no ewentualnie jako przepłukanie po nadmiarze wina (egerskie wina czerwone mają dużo garbników i są niezbyt lekkie, więc po paru dniach człowiek jest jak wysuszona rodzynka).
Uwaga: zawsze sprawdzajcie skład, bo np. Złoty Bażant jest produkowany w Sopron i też ma kukurydzę (kukorica)!!! Natomiast bez pudła jest Pilsener Urquell - prawdziwy i o niebo lepszy od tego dziadostwa, które robią w Poznaniu.
Palinek jest mnóstwo i czasami bardzo drogich, ale nic Wam o nich nie napiszę, bo mam odruch wymiotny na sam widok butelki! Nie zrozumcie mnie źle - przez dwa tygodnie wypiłem tylko jeden kieliszek. Jakoś nie trawię... Zresztą Węgrzy uważają, że to napój tylko dla Węgrów. I chyba mają rację.
Obecności na FOSCA: 3
Wiek: 38 Dołączył: 18 Sie 2009 Posty: 417 Otrzymał 16 piw(a) Skąd: Mysłowice
Wysłany: Wto 17 Sie, 2010
Konik Dobry - podziwiam Twoją cierpliwość do węgierskiego (języka). Dwa tygodnie słuchać tej papki to naprawdę wyzwanie:cool1:
Cytat:
Jeszcze jedno - wracając zahaczyłem o Tesco na Słowacji (w Preszowie bodajże) i tam w trafice był wybór, jak w słabszych sklepach cygarowych u nas.... Ceny znacznie ciekawsze niż na Węgrzech. I są przeceny! Kupiłem 2 (bo tyle mieli) malutkie Cuaby Divinos po 4 euro, czyli taniej, niż w Szwajcarii.......
Wracając do kraju zatrzymałem się w Svidniku (Świdniku) na Słowacji. Przeciętne tesko niczym się nie wyróżniające od naszych. Na pasażu standardowo trafika. Wiadomo, że nie przepuściłem okazji by zajrzeć.
U nas standardem jest: kilka Cohiba, Monte i wysyp RyJków. Do asysty dostają La Rica, Iguane, czasem jakieś macanudo i sporo mechanicznych zapychaczy półek.
To też moje zdziwienie było wielkie zastając prawdziwy arsenał cygar. Było w czym pomyszkować. Najbardziej rzucił mi się w oczy cygarowy gigant od Stanislawa. Ring minimum 52, długość koło 35- 40 cm i cena koło 30 złotych
Co do cen to różnie, kuba drożej niż u nas, reszta cenowo jak u nas bądź taniej.
Wszystko trzymane w prowizorycznym humidorze ze szkła, o dziwo miał jakiś system klimatyzujący i 66% przy 20° było.
Cytat:
A takie, którym w Dolince Pięknej Pani (takie turystyczne zagłębie piwniczek, jest ich w mieście co najmniej jeszcze trzy - tyle widziałem) zachlewa się młodzież z Budapesztu oraz południa Polski, kosztuje 5-7 zł za litr i też się da pić. Choć radziłbym spożywać na miejscu - w domu nie ma już tego uroku... Do Polski należny zabierać wina w szklanych butelkach, od 15 zł w górę
Winka "obiadowe" nie są wcale gorsze od tych w butelkach. One też są butelkowane! Różnica polega na tym, że to "surowe" wina do wypicia na już. Kilka tygodni wytrzymają ale później zaczynają octowieć i się gazować. Z tego co wiem nie są gaszone- nie zawierają siarki, która działa jako konserwant.
W Rumunii noszą nazwę Vin Recas (Rekasz), Cotnari, Jidvei, Murfaltar itp.
Lane są z kranika w ścianie w każdej winiarni, do dowolnych pojemników.
Jak by ktoś zawitał do Rumuńskiego Cluj-Napoka to polecam winiarnie: MAGAZIN CRAMELE RECAS, ulica: B.P. Hasdeu numer 61, Cluj- Napoca.
Pozdrawiam
_________________ Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum